|  Rafał Wichniewicz  |  Zostaw komentarz

Bohater słowa, przyjaciel dzieci, dobry duch narodu – Józef Chociszewski

Józef Chociszewski

Jego imię nosi jedna z ulic w centrum miasta, a także rodzinne ogródki działkowe. Wydaje się jednak, że to wciąż zbyt mało, by tylko w takiej formie upamiętniać postać, która całe swoje życie poświęciła bezinteresownie tylko jednej sprawie.

Wyszła nowa serya kar pocztowych, wydawanych przez J. Chociszewskiego w Gnieźnie, która zawiera następujące ryciny koron polskich i ościennych narodów. 1) Korona polska, którą się koronowali królowie polscy. 2) Korona królowy Jadwigi w Poznaniu. 3) Korona Kazimierza W. 4) Korony niewieście z wizerunkiem Barbary i Radziwiłłównej. 5) Korony królów polskich z rodu Wazów. 6) Korony wedle rzeźb w katedrze krakowskiej. 7) Korona czeska 8) Korony różnych narodów. (..)

Tak brzmiał fragment notatki-reklamy, zamieszczonej w jednym z wrześniowych numerów Dziennika Poznańskiego z 1901 roku. Rysunki na owych kartkach pocztowych, które były autorstwa znanego malarza Walerego Eljasza-Radzikowskiego z Krakowa, można było zamawiać hurtowo u samego Józefa Chociszewskiego.

Czemu przytaczana jest właśnie akurat ta notatka zamieszczona w gazecie? Dlatego, że w październiku tego samego roku ich sprzedawca stanął przed sądem właśnie za ich rozpowszechnianie. A komuż mogły wadzić kartki pocztowe, przedstawiające korony polskich królów oraz ich poprzednie edycje, mające nawiązania do polskiej historii? Władze rządowe dopatrzyły się w tych kartach niebezpieczeństwa dla państwa. Odbyto rewizyą w mieszkaniu p. Chociszewskiego i zabrano mu znaczną liczbę tychże kart – informowano w październikowym wydaniu Dziennika Poznańskiego z 1901 roku. Józef Chociszewski był do tego zachowania pruskich służb przyzwyczajony, choć im bardziej do przodu postępował jego wiek, tym jego organizm coraz gorzej znosił takie postępowanie. Nie był na tym świecie jednak sam, bowiem dzielnie go wspierała jego żona Alodia oraz całe grono przyjaciół i mieszkańców Gniezna.

Jak się wkrótce też okazało, władze pruskie wykazały się w tym przypadku według sądu pewną nadgorliwością. Ostatecznie Józef Chociszewski został skazany jedynie na grzywnę 30 marek za to, że na kartkach nie było… firmy drukarskiej. Niewielki niuans, ale finansowa kara na pewno była godząca dla kogoś, kto żył raczej skromnie. Zarekwirowane kartki pocztowe mogły jednak wrócić do obiegu.

Kim był Józef Chociszewski, który nawet tak prozaicznymi przedmiotami, jak kartki pocztowe, doprowadzał władze pruskie do szewskiej pasji? Był przykładem postaci kładącej całe swoje życie tylko na jedną szalę – sprawę polską.

* * *

Działacz, społecznik, dziennikarz, filantrop, kandydat na posła, więzień, patriota – to pierwsze, co przychodzi na myśl, kiedy poznaje się Józefa Chociszewskiego. Jego życiorys być może nie jest gotowym scenariuszem na widowiskowy film, choć na pewno zasługiwałby na udokumentowanie. Chociażby dlatego, że niemalże każdy rok działalności Józefa Chociszewskiego był pełen wydarzeń, które odcisnęły jakiś ślad na tej postaci i wpływały na jego dalszą twórczość.

Urodził się w 1837 roku w rodzinie Jakuba i Marii z Dymków, żyjących w niewielkiej wsi Chełst w dzisiejszym powiecie czarnkowsko-trzcianeckim w Wielkopolsce. Po raz pierwszy na terenie Ziemi Gnieźnieńskiej pojawił się w 1849 roku, kiedy to został przyjęty do trzemeszeńskiego gimnazjum. Był aktywny, aczkolwiek wspomnienia z pobytu i nauki w tej placówce nie były dla niego zadowalające: (…) nikt mi dłoni nie podał – ni przyjaźń, ni miłość, a dosyć złe towarzystwa otaczały mnie nieomal zawsze, wzorów w życiu nie widziałem godnych ku naśladowaniu, miłość Ojczyzny słabo była rozbudzona (…) – pisał w 1859 roku w swoich wcześnie spisanych wspomnieniach. Ten cytat dobrze pokazuje, że polski duch był obecny w umyśle młodego Józefa Chociszewskiego od wczesnych lat. Niemniej, to w gimnazjum w Trzemesznie wziął czynny udział w organizacji nielegalnych stowarzyszeń, działających w celu krzewienia polskiej mowy i literatury. Więcej – zaczął nawet sam prowadzić nieoficjalne lekcje dla młodszych uczniów, podczas których to spotkań wykładał historię ojczyzny, a nawet organizował wycieczki do różnych miejsc związanych z dawnymi dziejami np. do Kruszwicy czy Wenecji koło Żnina.

Tę „narodową aktywność” w szkole przerwał wraz z zaprzestaniem nauki w 1858 roku. W tej sprawie korespondował z nim nawet sam Karol Libelt, który jednak nie wpłynął na tę decyzję, podobnie zresztą jak uwagi ojca Chociszewskiego. Powodów opuszczenia szkoły było kilka – przedwojenni biografowie wskazują na słabe postępy w nauce, szykany ze strony pruskich władz (już w 1857 roku został wydalony na krótko ze szkoły), a także fakt iż Józefowi marzyła się aktywna działalność na innych polach niż do tej pory.

W końcu zaczął pracę jako „wolny strzelec”, pisząc (najczęściej pod pseudonimem) do różnych czasopism i gazet na terenie zaboru pruskiego. Jego teksty były podpisane pseudonimami „Tworzymir”, choć często też jego wiadomości były odnotowywane jako „spod Poznania”, „z Wielkopolski”, „z Bnina” itp.

Gimnazjum w Trzemesznie. Źródło: Fotopolska

Niepokorny redaktor

W 1861 roku opuścił Wielkopolskę i udał się do zaboru austriackiego, na Śląsk Cieszyński, gdzie zatrudniony został w charakterze redaktora „Gwiazdki Cieszyńskiej” – okolicznościowego pisma dla ludu. Po niemal roku pobytu, na wskutek „zbyt dużej aktywności patriotycznej”, został zmuszony przez władze zaborcze do opuszczenia Cieszyna. Wówczas też udał się na Pomorze, gdzie objął wolne akurat stanowisko redaktora „Nadwiślanina”, wydawanego w Chełmnie. Tam czuł się bardzo swobodnie, gdyż owo miasto było wówczas najbardziej polskim w całym regionie, a do tego stanowiło nieformalny ośrodek, gromadzący wszelkie polskie myśli narodowo-wyzwoleńcze.


Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Jego działania w Chełmnie zmierzały w tym samym kierunku, jak to miało miejsce w Cieszynie. Publikował on artykuły traktujące o historii Polski, refleksje na temat działań politycznych czy rozmyślania blisko sąsiadujące z tematyką niepodległościową. Na efekty jego dość odważnej jak na te czasy działalności pisarskiej nie trzeba długo czekać – został wkrótce aresztowany za artykuł o Janie Kilińskim, gdzie dopatrzono się prób „podburzania” przeciwko władzom pruskimPo różnych perypetiach sądowych i wplątaniu go w kolejne „nieprawomyślne teksty publicystyczne” został skazany na dwa lata więzienia – 14 sierpnia 1863 roku trafił do twierdzy w Wisłoujściu koło Gdańska. Więzienie opuścił w lipcu 1865 roku i niczym nie zniechęcony zdecydował się kontynuować dotychczasową pracę publicystyczną. Wówczas też jeszcze bardziej niż przed aresztowaniem, rozbudziła się w nim idea jednoczenia narodów: Modliłem się szczerze i gorąco wieczorem prosząc o jedność słowiańską i o pomyślność dla pojednania plemion słowiańskich. Modliłem się za Polaków, Czechów, Serbów, Rusinów, Bułgarów, Łużyczan, Chorwatów – i o Rosjanach nie przepomniałem, prosząc Boga, aby ich oświecić raczył – pisał w pamiętniku więziennym w czerwcu 1865 roku.

Działalność w „Nadwiślaninie” przyniosła też zmiany w jego życiu prywatnym. Wydawcą i właścicielem tej gazety był miejscowy ziemianin Józef Gółkowski, którego to córkę Alodię (siedem lat starszą) obrał sobie Chociszewski za towarzyszkę i ostatecznie poślubił w 1867 roku.

W zasadzie całe swoje publicystyczne życie borykał się z problemami finansowymi, które wynikały pośrednio z jego działalności na niwie społeczno-literackiej. Dość dodać, że będąc skazanym na twierdzę w Wisłoujściu, zmuszony został do utrzymywania się w więzieniu z własnych pieniędzy (!). Na to jednak nie pozwalało grono przyjaciół czy licznych patriotów, którzy nadsyłali mu zebrane datki. Niemniej, jego poświęcenie i ofiarność wielokrotnie bywa zaznaczona w zachowanych pamiętnikach i listach, kierowanych do rodziny lub znajomych. Nawet kiedy przed więzieniem zarabiał nieco więcej grosza, posyłał go swoim rodzicom, aby pokazać iż droga, którą obrał, była jak najbardziej właściwa. Przy tej okazji Józef Chociszewski poświęcił się bez reszty na krzewienie myśli narodowych wśród często prostego i niewykształconego ludu. Publikacja artykułów, także dotyczących nowinek rolniczych, ale i praca twórcza skierowana do młodego pokolenia Polaków, zaczęła zajmować mu coraz więcej czasu. Przy tym kilkukrotnie próbował rozwinąć własny interes w postaci księgarni lub wydawnictwa, co docelowo ułatwiałoby mu działalność. Na przeszkodzie stawały jednak pieniądze, jak i władze pruskie coraz bardziej niechętne jego aktywności patriotycznej. Ostatecznie więc zajął samą publikacją, która przynosiła mu skromny, ale za to pewny dochód. Żona Alodia stała się przy tym jego życiową podporą.


Wewnętrzna okładka „Małej historii Polski dla dzieci z obrazkami”, wydanej w 1878 roku już w Poznaniu. Źródło: Polona

Publicystyczna stabilizacja

Jeszcze pod koniec lat 60. XIX wieku Chociszewscy osiedli w Wielkopolsce, jednak liczne zobowiązania zmusiły Józefa do ciągłej pracy w ruchu. W tym czasie nie zapominały o nim władze zaborcze, które cały czas miały na niego oko. Coraz częściej też zdarzało mu się, że „grzecznościowe uwagi” zaczynały przeradzać się w czyny i jego publikacje padały ofiarą cenzury były zwyczajnie rekwirowane. Za swoją nieugiętość płaci kolejnymi karami finansowymi oraz aresztami. Łącznie w ciągu swojego całego życia spędził niemalże 6 lat w więzieniach. Nie próżnował jednak i nawet w odosobnieniu potrafił tworzyć pamiętniki czy przelewać swoje myśli na papier, stwarzając w ten sposób kolejne przyszłe publikacje. Z więzień koresponduje z żoną i przyjaciółmi, wśród których jest też znany pisarz i publicysta – Józef Ignacy Kraszewski.

Przez pierwsze kilkanaście lat swojej działalności udało się Józefowi Chociszewskiemu rozprowadzić wśród ludu przeszło pół miliona publikacji z własnego wydawnictwa. Wśród jego najsławniejszych dzieł, które wydane zostały często własnym kosztem, były m.in. „Dzieje narodu polskiego dla ludu polskiego i młodzieży” – najobszerniejsza wówczas książka dotycząca historii Polski. Dodatkowo zajmuje się publikacją książeczek mówiących o różnych wydarzeniach dziejowych, pisma z piosenkami i dumkami patriotycznymi czy dzieła dotyczące języka polskiego. Wartości tych książek nie sposób oszacować, gdyż ich znaczenie dla uciśnionego narodu polskiego, było bardzo duże. Publikacje Józefa Chociszewskiego wychowywały kolejne pokolenia Polaków, przekonanych coraz bardziej do słuszności niepodległościowej sprawy.

Opinia Józefa Chociszewskiego na temat problemu alkoholizmu trawiącego polskie społeczeństwo, wyrażona w liście do „Lecha” – tu przedrukowanego w Dzienniku Kujawskim w czerwcu 1905 roku. 

Okres gnieźnieński

Mimo pewnych sukcesów, problemów twórcy wciąż nie brakowało, a pewną stateczność przyniosła mu dopiero funkcja redaktora naczelnego „Dziennika Kujawskiego”, wydawanego w Inowrocławiu, co nastąpiło w 1893 roku. Niestety, wraz z jego niewątpliwą sławą wśród polskiej społeczności, wędruje za nim łatka wichrzyciela i agitatora, którego działalność zagraża państwu pruskiemu. Na efekty nie przychodzi zbyt długo czekać, a za zbyt ostre w swoim tonie publikacje, dotyczące polityki władz niemieckich, zostaje dwukrotnie skazany na pozbawienie wolności. Kary odsiadywał w Gnieźnie, w więzieniu przy ul. Franciszkańskiej.

Jego podejście do pewnych kwestii zaczęło się kłócić coraz bardziej z poglądami wydawcy, dlatego po dwóch latach zdecydował się opuścić Inowrocław i przenieść do Gniezna. Tu we wrześniu 1895 roku został redaktorem naczelnym nowego, polskiego dziennika „Gazeta Gnieźnieńska” (później – „Lech. Gazeta Gnieźnieńska”). Niestety, również i tutaj jego ostry, publicystyczny ton stwarzał u wydawcy pewne obawy. Odszedł po kilku tygodniach z redakcji na zasadzie porozumienia, bowiem pomysłodawcy gazety zwyczajnie bali się rychłego zamknięcia dopiero co powołanego dziennika. W obliczu tak ryzykownie mocnej formuły przekazu, jaką reprezentował swoim piórem Józef Chociszewski, było to niemal pewne. Niemniej, twórca pozostał wciąż przyjacielem redakcji i od czasu do czasu pełnił obowiązki innych redaktorów naczelnych, których tymczasowo władze pruskie pozbawiały wolności.


W odległej od Wielkopolski Westfalii, Polacy przebywający tam za pracą na równi obchodzili jubileusze działalności Henryka Sienkiewicza i Józefa Chociszewskiego. Dziennik Poznański z lutego 1901 roku.

Jego pobyt w Gnieźnie był czasem płodnej twórczości, wyrażanej się w licznych nowych dziełach, wydawanych w tysiącach egzemplarzy. Całkiem niedawno odkryta została (niejako ponownie) jego książeczka pt. „Listownik dla młodzieży zawierający wzory listów, z dodatkiem powinszowań, łamigłówek, wierszyków, powiastek i nauki grzeczności dla młodzieży”. Jest ona o tyle ciekawa, że z perspektywy czasu, treści zawarte w tym przewodniku, dotyczą stricte pisania listów miłosnych pomiędzy młodymi ludźmi. O jej zawartości kilka lat temu szeroko rozpisywały się różne media, trochę prześmiewczo traktując to niewielkie dzieło, które w tamtych czasach doczekało się kilku wydań (!).

W Gnieźnie zamieszkał przy Nollaustrasse 26 (dziś jest to ul. 3 Maja, ale numeracja domów zmieniła się od tego czasu). Ulokował się w oficynie kamienicy na rogu z ówczesną Kronprinzenstrasse, gdzie pomieścił także swoją niewielką księgarnię. Mimo podeszłego wieku, niestrudzenie pracował i realizował kolejne swoje pomysły. Wydawał gry patriotyczne, ilustrowane opowiastki dla dzieci i młodzieży czy wspominane wyżej ozdobne, patriotyczne kartki pocztowe.


Kamienica na rogu ul. 3 Maja i Chociszewskiego, w której mieszkał Józef Chociszewski do 1914 roku.

Władze nie zapominały o jego „wrogiej działalności” i każdy jego prowokacyjny ruch często spotykał się z reakcją. Tak było w 1902 roku – wówczas to, za artykuł opublikowany w „Lechu”, w którym rzekomo obraził rektora katolickiej szkoły p. Bodera, został skazany na 6 tygodni więzienia. Dowodem uznania, jakim się cieszył wśród społeczności, jest fakt tego, co go czekało po zakończeniu odbywania kary.

W marcu 1903 roku w dzień po tym, kiedy opuścił miejsce odosobnienia przy ul. Franciszkańskiej, Dziennik Poznański opisywał ten moment: Już przed oznaczoną godziną obstawiła policya wszystkie ulice w stronę więzienia. O godzinie 8 został jubilat pod eskortą policyanta tylną furtką, wychodzącą na ulicę Podgórną, wyprowadzony z murów więziennych. Ponieważ w dniu tym przypadały imieniny jego, przeto chciał się wprost z więzienia udać do kościoła. Niestety policya na to nie zezwoliła, a to z obawy, żeby nie było jakiej demonstracyi i zagroziła mu, że gdyby z tego powodu miały zajść demonstracyjne objawy, to on natychmiast będzie aresztowanym. Zgromadzona przed bramą więzienną publiczność, oczekująca w milczeniu wyjścia p. Józefa Chociszewskiego, gdy się dowiedziała, że go opłotkami z kaźni wyprowadzono, rozeszła się w milczeniu do swych domów. Dowodem tego, że działacza nękano nawet w więzieniu, miał być fakt iż lekarz odmówił przyznania mu lepszego pożywienia, dedykowanego chorym skazańcom, a sytuacja zmieniła się dopiero po interwencji posła Leona Grabskiego u samego ministra sprawiedliwości.

Kolejnym dowodem nękania Chociszewskiego była sprawa wytoczona mu w lutym 1905 roku. Oskarżony został o stwarzanie niebezpieczeństwa dla państwa pruskiego z powodu wydanych przez niego gier – „Lech”, „Odra” i „Podróż”. Absurdalności dopełniał fakt, że pierwsza z nich została wydana po raz pierwszy już 25 lat wcześniej, a pozostałe funkcjonowały na rynku kolejno od 3 i 2 lat. Chociszewskiemu groziły dwa lata więzienia, ale dzięki obronie adwokata Antoniego Karpińskiego ostatecznie za „niebezpieczną” uznano tylko grę „Lech”, którą skonfiskowano. W 1908 roku sytuacja jednak się zmieniła i tym razem na celownik wzięto także grę „Lech”. Co było w niej niebezpieczne? (…) grający za mniej lub więcej korzystne rzuty kostkami cofają się, względnie posuwają naprzód, na polach zaś są wypisane albo zdarzenia z historyi polskiej, albo nazwiska sławnych mężów i uczonych, albo wreszcie zbawienne nauki, jak zachęta do pracy, oszczędności i t. d. Prokuratorya znalazła 12 pól z napisami, które jej się nie podobały i na których oparła oskarżenie – relacjonował Dziennik Poznański w czerwcu 1908 roku. Także i w tym przypadku obronę prowadził Antoni Karpiński, jednak sąd był nielitościwy – Chociszewski został uznany winnym podburzania i skazał go na 200 marek grzywny, konfiskatę ostatniego nakładu, zniszczenie płyt, kliszów it.d.

Mimo to władze pruskie przyzwalały na kandydowanie Józefa Chociszewskiego do pruskiego parlamentu z różnych niemieckich landów, gdzie był popierany przez polskich emigrantów. Nigdy jednak nie udało się mu otrzymać mandatu, ale zapewniło mu to dodatkową sławę wśród polskiej emigracji.

W 1910 roku Józef Chociszewski obchodził 50-lecie pracy twórczej, pełne gratulacji napływających ze wszystkich trzech zaborów. Otrzymał nawet stypendium, którego zawsze tak potrzebował przez lata swojej ciężkiej pracy – przeznaczył je na spłatę długów i kar za zaległe grzywny.


Józef Chociszewski około 1908 roku. Źródło zdjęcia: „Listy z podróży: po ziemiach polskich i do Ziemi Świętej w roku 1908”, aut. Franciszek Gordon.

Zawsze z piórem w ręku

Nigdy nie narzekał publicznie na swój ciężki byt, a jedynie w listach do rodziny lub przyjaciół wspominał o swojej trudnej sytuacji finansowej. Mimo podeszłego wieku musiał pracować, by móc utrzymać siebie i chorującą żonę, ale nie da się też ukryć, że jego poświęcenie przyniosło ogromne zasługi w postaci setek tysięcy wychowanych na jego książkach, grach i kartkach młodych Polaków. Do kultury polskiej wniósł wiele dzieł, które mniej lub bardziej poważnie traktowały naukę i kulturę, a jego dokonania w dziedzinie propagowania historii są nieocenione. Dziś szacuje się, że jego około 300 różnych pozycji było wydanych w kilku milionach egzemplarzy sprawiając, że był najbardziej poczytnym twórcą swojego czasu.

Jak pisał Walerian Sobkowiak, autor jego jedynej biografii wydanej w 1937 roku w 100. rocznicę urodzin Józefa Chociszewskiego, śmierć zastała publicystę nagle, praktycznie z piórem w ręku. Twórca zmarł rankiem 11 listopada 1914 roku. Jego pogrzeb stał się manifestacją narodową, która w obliczu trwającej już wojny światowej, dawała ludziom nadzieje na rychłą zmianę sytuacji politycznej. Pochowany został na cmentarzu św. Krzyża, niedaleko samej świątyni. Symboliczną datę jego śmierci, jaką w następnych latach stał się 11 listopada, można odczytywać jako pewien znak podsumowujący całą jego dotychczasową twórczość.


Nekrolog w Dzienniku Poznańskim informujący o zgonie Józefa Chociszewskiego. Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa.

Jedenaście dni po Józefie, na tamten świat odeszła jego żona Alodia, która niestrudzenie towarzyszyła mu przez 47 lat wspólnego życia. Była z nim w każdym momencie wspólnej wędrówki, choć czasem szli osobno. (…) obawiam się, żeś może chora ze zmartwienia. Nie smuć się, poleć Bogu to zmartwienie i pocieszaj się nadzieją, że będzie lepiej, wszakże burza wiecznie trwać nie może, a po burzy słońce tym milej świeci. Źle nam, to prawda, ale innym jeszcze gorzej się powodzi i musi być dobrze – pisał do niej z więzienia w 1887 roku.

Małżeństwo Chociszewskich nigdy nie doczekało się potomstwa. W Gnieźnie jeszcze, jako 70-letni starzec i mimo licznych swoich kłopotów miał czas zajmować się dziećmi, które do niego, jak do ojca przychodziły na zabawy, opowiadania, po książki – wspominał Walerian Sobkowiak. Można więc powiedzieć, że nie mając swoich dzieci, wychowali całe pokolenia młodych patriotów.


Nekrolog w Dzienniku Poznańskim informujący o zgonie Alodii Chociszewskiej. Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa.

Niepokorny, może też i w swojej działalności nieostrożny, ale na pewno nieszukający kompromisów. Józef Chociszewski był bohaterem na miarę swoich czasów. Nie ma przesady w tym określeniu, bowiem w czasie, kiedy swoje życie przeznacza się na rzecz dobra społecznego, a do tego spotyka się za to represje i kary, można śmiało mówić nie tylko o samym patriotyzmie czy przekonaniu do słusznej sprawy. To lokalny wzór postępowania dla nas współczesnych, zapominających o swoich korzeniach, otoczonych pustką rzeczywistości, pełnej jedynie hałasu i politycznej sprzeczności.


Grób Józefa i Alodii Chociszewskich, po renowacji wykonanej kilka lat temu.

Kiedy wiosną 1919 roku prowadzono polonizację nazw ulic i placów na terenie Gniezna, zadecydowano, że dotychczasowa Kronprinzenstrasse tzn. ul. Następcy Tronu, zostanie przemianowana na Józefa Chociszewskiego. 

Przez wiele lat grób małżonków Chociszewskich na cmentarzu św. Krzyża pozostawał nieurządzony. Dopiero w okresie międzywojennym ustawiono nagrobek godny miejsca spoczynku – stało się to po apelu w prasie i dzięki zbiórce pieniędzy, zorganizowanej przez mieszkańców.

Również w tym czasie pojawił się także pomysł, by postawić pomnik Józefowi Chociszewskiemu. Także i w tym celu rozpoczęta została zbiórka, choć cała idea dość szybko ucichła i nigdy do niej nie powrócono.

Dwa lata temu na ścianie kamienicy, gdzie społecznik spędził swój gnieźnieński czas i gdzie zakończył życie, została zawieszona tablica upamiętniająca tę postać. Wciąż jednak wydaje się, że to mimo wszystko wciąż jeszcze za mało…


Artykuł powstał w ramach projektu Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna „Biografie miasta: Józef Chociszewski”.

We wrześniu 2021 roku w ramach projektu „Biografie miasta: Józef Chociszewski” odbędą się:

  •   17 września, piątek, godz. 19:00, Stary Ratusz: „Józef Chociszewski – wydawca” – wykład dra hab. Artura Jazdona poświęcony działalności wielkopolskich i poznańskich księgarzy i wydawców okresu zaboru, ze szczególnym uwzględnieniem osoby Józefa Chociszewskiego.
  •   25 września, sobota, godz. 12.00, Rynek przy fontannie: spacer miejski śladami Józefa Chociszewskiego w Gnieźnie.

Projekt „Biografie miasta: Józef Chociszewski” realizowany jest w ramach programu „Patriotyzm Jutra 2021” Muzeum Historii Polski w Warszawie.

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.